To jeszcze nie jest koniec roku, a tylko koniec wakacji. A ja już noszę w sobie potrzebę podsumowania tego trochę dziwnego roku, trochę upiornego, trochę jednak także wymarzonego roku i bezprecedensowego – jak to określa się go słowem, które zmieścić może wszystko. I mieści.
Ten rok we mnie zdziałał zmiany, których, o bogini, nie uda się cofnąć. I to są piękne zmiany. Może to magiczne 36 lat… Może po prostu trochę już dojrzałam, a dodatkowo wspierając się od paru lat naukami wspaniałych, przeklętych przewodników i przewodniczek, docieram do siebie i zdaje mi się, dostrzegam światełko w tunelu niewiedzy. Kim jestem i jak sobą się stać.
Podczas gdy w naszym świecie zewnętrznym dzieje się ogłupiająca zawierucha, dewastacja i destrukcja, i totalne pranie mózgu, w moim świecie wewnętrznym, w sferze głęboko osobistej, nastaje pewność i spokój.
A nawet, po wielu latach pojawiają się marzenia i fantazje o właściwym dla mnie życiu.
Bo ja, byłam trochę w matni. Zaplątałam się w pajęczynę przypadkowości i zaniechań – które de facto też są wyborem, ale biernym i dziecinnym. Dryfowałam.
Jedną z pierwszych zmian, które zauważyłam, jest to, że zaczęłam stać w swojej prawdzie i w zgodzie ze swoimi wartościami. Nie zmuszam się, nie działam wbrew sobie.
Następnie intuicja. Gdybym jej zawsze tak słuchała, to och… w jakim innym miejscu bym była. Teraz zaczynam bardziej być wrażliwa na jej subtelny głos. Choć i rozum, i impulsy dalej próbują ją zagłuszyć, chwytam w palce tę cienką strunę, jak nić pajęczą, tę falę dźwięku ze światła i mgły i próbuję iść za nią.
I oto co mi mówi. Mówi mi, że czas robić to, czego pragnie moja dusza, ponad wszystko.
Czas tworzyć, bo daje mi to nieskończoną wolność i radość. A wolność i radość to coś, po co żyjemy. Choć oczywiście także po to, by podtrzymać gatunek i przekazać geny, tak, ale jak już mamy te sprawy jakkolwiek poukładane, to czas by się cieszyć życiem i żyć nim według swojego planu.
Czas by ukazać światu moje zdjęcia, opowieści foto, które snuję w głowie, a potem zbieram w szufladzie mojego notebooka i kart pamięci. Czas dzielić się zachwytem, jaki czuję, patrząc na piękno natury, jej zmienność i siłę i nieustępliwość. Nie obchodzi mnie, że nie jestem w tym jedyna, że jest mnóstwo wybitnych artystów, którzy notabene, dysponują kosmicznym sprzętem za astronomiczne tysiące pieniędzy. Nie chcę się ścigać, konkurować, chcę się dzielić dla dzielenia i tworzyć dla tworzenia, z czystej potrzeby tworzenia.
Chcę malować burzę i mgławicę Oriona, galaktykę i las.
Pragnę dawać rzeczom nowe życie, szaty, makijaże. Renowować meble, malować je, odżywiać i ożywiać, żeby nie były już smutne i zakurzone. Chcę i robię to. I wiecie, co mnie skłoniło do tego Lockdown kowidowy! Sic! Wiem, że w tym czasie to między innymi artyści mieli nie-do-pozazdroszczenia. Otworzyło mi to oczy, że system, w którym żyję/żyjemy, jest wynaturzony i nie dam rady w nim działać dalej. Że jak pracuję, to nie mam nic z życia. Znacie to? Jestem pewna, że tak! Jestem przekonana, że jest nas tysiące pracujących na etacie za pieniądze, a potem w domu za darmo, zapętlonych w obowiązkach, terminach, przygotowaniach, wiecznych przygotowaniach do czegoś, czego nigdy nie ma, bo szybko, szybko i przyjęcie mija, a Ty nawet nie usiadłaś/eś nawet nie nacieszyłaś się smakiem, widokiem, odpoczynkiem.
Oczywiście – na razie dalej działam. Jestem jedyną żywicielką rodziny w tej chwili, miałam zmniejszoną pensję, chodzę do pracy, w której walczę (ostatnio głównie ze sobą), ale otworzyła się we mnie przestrzeń na dodatkowe życie.
Kolejna rzecz to walka o swoje. To odnosi się do stania ze sobą w prawdzie, ale jest bardziej na zewnątrz skierowane. Bronię swojego terytorium i w związku, i w relacjach zawodowych. Czasem się rzucam i szczerzę kły, częściej jednak odwołuję się do potrzeb i nazywam uczucia i wyjaśniam i staram się postawić na swoim.
Ponadto odczuwam ekscytację bo pojawiły się okoliczności dodatkowych zarobków oraz szanse na zyskanie dodatkowej przestrzeni na twórczość i odpoczynek. Wspólna przestrzeń warsztatowa i ogródek działkowy, brzmią jak spełnienie marzeń. Mam też plan na stronę z fotografiami i sklepem, w trzech językach. Już troszkę się złoszczę, bo nie mam zdolności czasowych i organizacyjnych, by się tym zająć, zbadać teren, warunki. Ale mam plany! A to po jałowych latach jest cudowne, zaskakujące, prawdziwe i oczywiste!
No i tak to idzie, tak to idzie.
Nowe idzie od morza.
„A ja mówię jest dobrze, jest dobrze, ale nie najgorzej jest…”
B.